Powrót do listy
Wojciech Fibak
< Zobacz poprzedniZobacz następny >

Urodzony 30 sierpnia 1952 roku w Poznaniu.

 

Najbardziej utytułowany polski tenisista (zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet) ery Open (po 1968 roku) na arenie międzynarodowej. Łącznie wygrał 67 zawodowych turniejów ATP (Grand Prix) i WCT – 15 w singlu i 52 w deblu, w tym Australian Open 1978 (grając – po raz… pierwszy – w parze z Australijczykiem Kimem Warwickiem). Był to pierwszy tytuł Wielkiego Szlema zdobyty przez Polaka-mężczyznę i pierwszy w erze Open (wśród kobiet wcześniej – w 1939 roku – triumfowała, także w deblu, Jadwiga Jędrzejowska w Paryżu). W najważniejszych turniejach singlowych dochodził do ćwierćfinałów (Roland Garros, Wimbledon i US Open) oraz 1/8 finału (Australian Open). W rankingu ATP zajmował najwyższe w karierze 10. miejsce w singlu (25 lipca 1977) – to też było do czasu Huberta Hurkacza (nr 9 w 2021) najlepsze w historii osiągnięcie polskiego tenisisty-mężczyzny – i 2. pozycję w deblu (5 lutego 1979). Niesamowite i niepowtarzalne są również liczby, dotyczące jego meczów, których (we wszystkich trzech konkurencjach) rozegrał ponad dwa tysiące w karierze, w tym 1561 na zawodowych kortach. W rozgrywkach profesjonalistów spośród Polaków tylko Agnieszka Radwańska wygrała więcej pojedynków od niego (ona 594, on 536).


W 1970 roku 18-letni Wojtek Fibak walczy w juniorskich ćwierćfinałach na Roland Garros i Wimbledonie. Nie przechodzi dalej, jednak zostaje dostrzeżony. – Podczas tych turniejów przyuważył mnie trener z uniwersytetu Stanford. Podszedł, zapytał o adres i napisał do domu. To była propozycja stypendium w Stanach. Wypełnialiśmy nawet z ojcem te wszystkie formularze – wspomina tenisista. – Później w PZT schowali list ze Stanford, w obawie, że młody talent ucieknie do Stanów. W Poznaniu nie było hali, jeździłem na treningi do Warszawy. Gdybym wykorzystał to stypendium i wcześniej poznał Amerykę, znalazł to, co było potrzebne do mojej kariery – czyli odpowiednią dietę, pogodę, korty cementowe, dobrą szkołę serwisu... Ja potrafiłem już to, czego najtrudniej się nauczyć – woleje, returny, miałem refleks – a tego, co najprostsze: mięśni, siły uderzeń – nie miałem. Gdybym w wieku osiemnastu lat pojechał na dwa, trzy lata do najlepszego college'u w Stanach, gdzie później grał John McEnroe... A tak pierwszy raz byłem w Ameryce dopiero pięć lat później.


Przez 12 lat z rzędu w okresie 1975–1986, z roczną przerwą (gdy nie miał krajowej licencji), liderował singlowym listom klasyfikacyjnym PZT, publikowanym na zakończenie sezonów. Tytułów mistrza Polski zdobył jednak stosunkowo niewiele, bo 4 (z czego 2 w singlu – na kortach otwartych i w hali). Pewnie dlatego, że od 1974 roku do końca kariery (1988) dużo częściej grał zagranicą niż w kraju. Na rozpoczęcie rywalizacji w gronie zawodowców zdecydował się na własną rękę i rachunek – przerwał studia prawnicze i jesienią 1974 ze stoma dolarami w kieszeni wyruszył na turnieje kwalifikacyjne do imprez ATP w Hiszpanii. Postawił wszystko na jedną kartę i… wygrał. Zwycięstwo nad słynnym Afroamerykaninem Arthurem Ashe’em (wówczas 8. rakietą świata) dało mu awans do ćwierćfinału turnieju w Barcelonie i otworzyło drzwi do wielkiego tenisowego świata. Czasy były jednak wówczas w PRL takie jakie były, i „w nagrodę” władze PZT zawiesiły go w prawach zawodnika za nie wzięcie udziału w zgrupowaniu kadry. On jednak dalej robił swoje i już w sezonie 1975 wszedł do pierwszej setki singlowego rankingu ATP (nie wypadł z niej przez 11,5 roku!), a w deblu zdobył pięć pierwszych tytułów.

W Pucharze Davisa debiutował, mając 19 lat, w zwycięskim meczu z Danią w Kopenhadze w 1972 roku, ale do legendy polskiego tenisa przeszedł wyczynem ze spotkania z Węgrami w Warszawie, w kwietniu 1974. Asem rywali był wówczas jeden z późniejszych deblowych partnerów Fibaka, Balazs Taroczy. Po czterech grach remisowaliśmy z „bratankami" 2:2 i o wyniku miał przesądzić właśnie ich pojedynek. Gdy Węgier prowadził 6:4, 4:6, 7:5, 5:4 i miał serwować, mecz przerwano z powodu ciemności i przełożono na poniedziałek. W „dogrywce" Taroczy szybko wywalczył trzy meczbole... Pierwszy przegrał w kontrowersyjnych okolicznościach, gdy piłka po jego zagraniu z woleja wylądowała w pobliżu linii, ale sędzia uznał ją za autową. Gość nie protestował, nie wykorzystał też dwóch pozostałych i w końcu przegrał to wygrane spotkanie.

Apogeum kariery Fibaka nastąpiło w roku 1980, gdy doszedł do ćwierćfinałów Roland Garros, Wimbledonu i US Open, ale fundamentem, na którym zbudował swą pozycję, był finał turnieju Masters w Houston w roku 1976. Mecz ten pokazała nasza telewizja (jedna z pierwszych transatlantyckich transmisji w kolorze), Polak przegrał z Hiszpanem Manuelem Orantesem w pięciu setach, choć w czwartym prowadził już 4:1 i wtedy obecny w hali aktor Kirk Douglas, zapytany, kto wygra, odpowiedział, że Fibak, co wszyscy usłyszeli. To chyba najbardziej mitotwórcze zdanie w historii polskiego tenisa, wielokrotnie cytowane jako powód porażki, bo miało zdekoncentrować naszego zawodnika...


Jego niespodziewane sukcesy wywołały w Polsce niesamowitą „fibakomanię”, porównywalną chyba tylko do późniejszej o trzy dekady „małyszomanii”. W tenisa chciał grać każdy! Jednak kortów mieliśmy wtedy w całym kraju mniej niż np. Czesi w samej Pradze, a trenerów – jeszcze mniej. Dzieciaki zatem najczęściej próbowały przebijać piłki (na ogół łyse jak kolano…) przez ławki, ustawiane zamiast siatki, na asfaltowych podwórkach gdzieś między blokami. O ówczesnej popularności Fibaka świadczy choćby fakt, że wytwarzane w latach 70. białe skarpetki do tenisa zostały określone przez producenta jako „fibakówki”. A gdy na podstawie metalowej rakiety Head, której używał, rozpoczęto masową produkcję krajowych Polonezów, to domorośli konstruktorzy potrafili tak przemontować ich ramę i „serce”, że powstawał sprzęt o… powiększonej powierzchni główki.

Sam tenisista starał się jak mógł okazać rodakom wdzięczność za okazywane mu uwielbienie. Zawodowych turniejów wtedy w Polsce nie było (nawet w rosnącym w siłę kraju" I sekretarza PZPR Edwarda Gierka zawsze brakowało twardych, zachodnich walut), Fibak zapraszał więc do Polski swoich kolegów z kortu na pokazówki. W organizowanych przez niego w drugiej połowie lat siedemdziesiątych Turniejach Asów" wzięli udział Björn Borg, Colin Dibley, Jürgen Fassbender, Jan Kodeš, Sandy Mayer, Buster Mottram, Hank Pfister, Tom Okker, Marty Riesen czy Stan Smith, a w pokazówce przy okazji Igrzysk Solidarności 1990 zagrał z Polakiem Thomas Muster. Nie trzeba dodawać, że katowicki Spodek (22.11.1976), korty SKT (1821.07.1977), poznańska Arena (grudzień 1978), czy warszawska Hala Gwardii (1979) przeżywały z tych okazji istne oblężenie!


Tenisista AZS Poznań miał bardzo urozmaicony, przyjemny do oglądania styl gry. Praworęczny, skuteczny woleista, z bogatym wachlarzem uderzeń, wyróżniał się też dobrą pracą nóg. Ze względu na tę atrakcyjną i elegancką grę był mile widziany w turniejach pokazowych. Z drugiej strony – jego piętę achillesową stanowił serwis. Przez całą karierę nie był też w stanie (nie miał do tego przekonania czy serca?), zintensyfikować treningów, by zyskać lepszą kondycję.

A może po prostu szkoda mu było… czasu, gdyż jak na sportowca był/jest prawdziwym „człowiekiem renesansu”. Zawsze podczas zagranicznych turniejów znajdywał czas na odwiedzenie muzeum czy teatru, przeczytanie lokalnej gazety lub wypicie filiżanki kawy z ciekawym rozmówcą. Bo Wojciech Fibak ma bardzo szerokie zainteresowanie pozasportowe. Jako biznesmen, zarobione w okresie 1974–1988 na korcie blisko trzy miliony dolarów (o co najmniej 3-krotnie większej sile nabywczej niż obecne miliony „zielonych”) inwestował głównie w nieruchomości. Był też np. producentem filmu „Psy 2”, generalnym przedstawicielem na Polskę koncernu Volvo czy współwłaścicielem wydawnictwa Marquardt Media (m.in. „Przegląd Sportowy”, „Sport”, „Express Wieczorny” „Gazeta Poznańska”, „Playboy”, „Cosmopolitan”). Najbardziej chyba jednak znany jest jako koneser sztuki (tą pasją zaraził m.in. Steffi Graf, Ivana Lendla czy Johna McEnroe) – kolekcjoner malarskiej tzw. szkoły polskiej i właściciel galerii w prestiżowym punkcie Warszawy, w której często można go zastać „za ladą”. Także bon vivant (bo na szczęście nie celebryta w złym tego słowa znaczeniu), znany lub co najmniej rozpoznawany w różnych elitarnych kręgach na całym świecie. W okresie 1991–1998 konsul honorowy RP w Monako; również wieloletni członek Rady Fundacji Batorego.


Cały czas pozostaje też na bieżąco w sprawach tenisowych, w których wielokrotnie wykazywał się znakomitym eksperckim wyczuciem. Na przykład po pierwszych sukcesach Venus Williams mówił: „Poczekajmy na Serenę…”, a gdy 16-letnia Agnieszka Radwańska pokonała mistrzynię Roland Garros, Anastazję Myskinę, publicznie oświadczył, że krakowianka przyćmi wszelkie jego osiągnięcia.

Wydaje się jednak, iż jako trener czy działacz tenisowy – nie do końca w Polsce spełniony. Był prezesem PZT (1991–1995), a przedtem kapitanem drużyny daviscupowej (1990–1992). I jako ten równocześnie prezes i kapitan (grający) ciut popsuł sobie bardzo wówczas pozytywny wizerunek, wystawiając 40-letniego samego siebie w ważnym (przegranym) deblu w trakcie spotkania z Węgrami (Budapeszt 1992). Dużo lepiej szło mu w pracy coacha zagranicą – pomagał w rozwoju karier Borisa Beckera czy Novaka Dżokovicia, a przede wszystkim Ivana Lendla. Z drugiej strony – do dziś mianem swego tenisowego guru określa go Łukasz Kubot. W 1977 roku z inicjatywy jego rodziców powstał juniorski turniej Grand Prix Wojtka Fibaka – w sezonie 2020 odbyła się 44. edycja z kolei. Sam Fibak, gdy tylko zmiany ustrojowe w Polsce na to pozwoliły, zorganizował w 1991 roku pierwszego u nas challengera ATP, który – pod różnymi odsponsorskimi nazwami – jest rozgrywany w Poznaniu do dziś. Pomagał też młodym polskim tenisistom (Anioła, Dąbrowski, Iwański, Kowalski), którzy próbowali iść w jego ślady.


Podsumowując: wybitna postać nie tylko tenisa, ale polskiego sportu i życia społecznego w ogóle. Świadczy o tym także fakt, iż aż sześciokrotnie był wybierany do „10” Najlepszych Polskich Sportowców Roku w prestiżowym plebiscycie „Przeglądu Sportowego” (w 1976 zajął 3. miejsce, przegrywając jedynie z mistrzami olimpijskimi Ireną Szewińską i Jackiem Wszołą). To kolejny jego rekord w gronie tenisistów-mężczyzn (8 razy czytelnicy „PS” uhonorowali tak Jadwigę Jędrzejowską).


Kluby: AZS Poznań, Olimpia Poznań.

Trenerzy: Henryk Golimowski (klub), Zbigniew Bełdowski (kadra). 


Zawodowy tenisista w okresie: 1975–1988. Najwyższe w karierze miejsce w rankingu ATP – singiel: 10. (25.07.1977; najwyżej klasyfikowany Polak w historii); debel: 2. (05.02.1979; wicelider polskiej listy wszech czasów, za Łukaszem Kubotem). Bilans w WS/ATP/WCT/DC – singiel: 536/314; debel: 536/255. Zarobki: 2 mln. 725 tys. 403 dol. 


Najlepsze wyniki: Australian Open – singiel: 1/8 finału (1978); debel: tytuł (z Kimem Warwickiem AUS 1978).

Roland Garros – singiel: 2 razy ćwierćfinał (1977 i 1980), 4 razy 1/8 finału (1978, 1979, 1981 i 1982); debel: finał (z Janem Kodešem CSRS 1977).

Wimbledon – singiel: ćwierćfinał (1980), 3 razy 1/8 finału (1977, 1978 i 1981); debel: półfinał (z Tomem Okkerem HOL 1978).

US Open – singiel: ćwierćfinał (1980), 1/8 finału (1977); debel: półfinał (z Okkerem 1978).

Masters ATP – singiel: finał (1976); debel: 2 razy finał (z Okkerem 1978 i 1979).

WCT Finals (nieoficjalne mistrzostwa świata) – debel: 2 tytuły (z Karlem Meilerem GER 1976 i Okkerem 1978).


Turnieje ATP (Grand Prix) i WCT  singiel: 15 tytułów (1976: Wiedeń, Bournemouth i Sztokholm; 1977: Düsseldorf i Monterrey; 1978 Kolonia; 1979: Stuttgart i Denver; 1980: Sao Paulo, Nowy Orlean i Dayton; 1981 Gstaad; 1982: Chicago, Paryż-hala i  Amsterdam) oraz 18 finałów; debel: 52 tytuły  w tym 1 WS i 2 mistrzostwa WCT (1975–1987; najwięcej wygranych z: Tomem Okkerem HOL – 17, Karlem Mailerem GER – 5 i Janem Kodešem CSRS – 3) oraz 35 finałów.


Puchar Davisa: 1972–1992; 17 spotkań, 28 zwycięstw / 12 porażek – singiel 19/5 (79% wygranych  najwięcej ze wszystkich Polaków), debel 9/7. Kapitan (1990–1992); bilans: 4/2.


Zwycięstwa nad zawodnikami światowej czołówki: John Alexander, Victor Amaya, Vijay Amritraj, Jimmy Arias, Arthur Ashe, Corrado Barazzutti, Paolo Bertolucci, Björn Borg, Pat Cash, José Luis Clerc, Jimmy Connors, Phil Dent, Eddie Dibbs, Colin Dowdeswell, Stefan Edberg, Jaime Fillol, Peter Fleming, Željko Franulović, Vitas Gerulaitis, Andres Gomez, Brian Gottfried, Tim i Tom Gullikson, Heinz Günthardt, Bob Hewitt, José Higueras, François Jauffret, Jan Kodeš, Aaron Krickstein, Johan Kriek, Henri Leconte, Chris Lewis, John Lloyd, Bob Lutz, Karl Mailer, Gene i Sandy Mayer, Tim Mayotte, John McEnroe, Paul McNamee, Miloslav Mečíř, Buster Mottram, Ilie Năstase, John Newcombe, Yannick Noah, Joakim Nyström, Tom Okker, Manuel Orantes, Adriano Panatta, Onny Parun, Victor Pecci, Hank Pfister, Mel Purcell, Raul Ramirez, Ken Rosewall, Bill Scanlon, Pavel Složil, Stan Smith, Harold Solomon, Dick Stockton, Henrik Sundström, Tomáš Šmíd, Roscoe Tanner, Balazs Taroczy, Eliot Teltscher, Ion Țiriac, Thierry Tulasne, Guillermo Vilas, Mats Wilander, Slobodan Živojinović.

 

Klasyfikacja PZT: 9. (1970), 5. (1971), 4. (1972), 2. (1973 i 1974), 1. (1975–1982 i 1984–1986).

Tytuły mistrza Polski (bez MMP): 4.

Narodowe MP – singiel: zwycięzca (1975) oraz 2 razy finalista (1973 i 1974); debel: 2 razy zwycięzca (z Henrykiem Drzymalskim 1974 i 1975) oraz 2 razy finalista (z Mieczysławem Rybarczykiem 1972 i Drzymalskim 1973).

Halowe MP – singiel: zwycięzca (1971); debel: 2 razy finalista (z Rybarczykiem 1972 i 1973).

Galeria

Powrót do listy